Czas zwijać żagle (1 Kor 7, 29-31) 3 Niedziela Zwykła B

„Mówię wam, bracia, to stosowny czas na zwijanie żagli” – brzmi dosłownie przetłumaczone pierwsze zdanie dzisiejszej lektury.

„Małżeństwo nie jest szczytem szczęścia na ziemi, rozpacz nie jest powodem, aby negować wszystko, co dobre na świecie, radość życia nie powinna zamykać oczu na cierpienia, żadna z kupowanych czy posiadanych rzeczy nie może sprawić, że staniesz się szczęśliwy, podobnie też podróże, wiedza, wyrafinowana kuchnia, najpiękniejsze zakątki świata, wyszukane doznania estetyczno-duchowe, ani żadne inne przyjemności dostępne w tym świecie nie nadadzą sensu twemu życiu” – tak na własny użytek tłumaczę kolejne Pawłowe zdania, których zakończenie, dalej w dość dowolnej interpretacji, brzmi: „Zmienny jest bowiem ten świat i fałszywe jest nasze wyobrażenie o szczęściu, które można w nim odnaleźć”. Tak odczytując Pawłowe napomnienia stawiam sobie pytanie, dlaczego Apostoł rozświetlając szczegółowo problemy koryntian dotyczące małżeństwa i dziewictwa nagle wplata takie uniwersalne refleksje?

W wierszach następujących po dzisiejszej lekturze Paweł sam udziela odpowiedzi: „chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień”. Antytezę dla utrapień tego życia, jak dalej wyjaśnia Apostoł, można opisać takimi zwrotami: „troszczyć się o sprawy Pana, przypodobać się Panu, trwać przy Panu”. Dla Pawła alternatywa jest oczywista: albo utrapienia tego życia, udręki w ciele, albo Pan, jako punkt centralny wszystkich wymiarów życia. Dlatego pisząc o małżeństwie, płaczu, radości, nabywaniu i używaniu tego świata Apostoł nie potępia ich, ale ma na myśli odkrywanie naszej osobistej więzi z Chrystusem. Nie jakoby przytoczone sytuacje były złe same w sobie, ale dlatego, że bez relacji z Panem mogą stać się pułapką. Małżeństwo, znak wzajemnej miłości Chrystusa i Kościoła, płacz („błogosławieni, którzy płaczą”) czy też radość („zawsze się radujcie”) mogą niepostrzeżenie stać się celem samym w sobie, sposobem na koncentrowanie się na swoim jednostkowym życiu. Wówczas pozostawiamy Chrystusa na zewnątrz naszej codzienności, zadowalając się mówieniem o Nim, a gubiąc osobistą relację do Niego.

Pawłowe napomnienia winny być także odczytywane w kontekście sytuacji w korynckiej wspólnocie, w której rywalizacja, konflikty, rozwiązłość, wzajemne oskarżanie, samopotępienie i mnóstwo wątpliwości niszczą owoce apostolskiego kerygmatu. W obliczu tych problemów Paweł kolejny raz powraca do napominania, tym razem wprowadzając je stwierdzeniem, że jest to czas stosowny (kairos), aby zwijać żagle. Jak żeglarz zwijając żagle pozbawia się siły wiatru popychającej łódź, tak koryntianie potrzebują wyrzec się tego, co fałszywie uznali za siłę napędową dla ich życia. Osobiście w tym porównaniu odczytuję przełożone na koryncką sytuację Jezusowe zaproszenie skierowane do bogatego młodzieńca: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!” Jest to zaproszenie do konkretnego doświadczenia fundamentalnej prawdy, że życie człowieka jest całkowicie w ręku Boga: „uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia”. Inaczej zawsze będziemy brali za cel i oparcie naszego życia to, co wyłącznie miało być narzędziem do spełniania się naszej jedności z Bogiem.

Istotą Pawłowego wezwania nie jest pozbawianie się czegoś, ale odkrywanie, że bycie z Panem, trwanie w Nim i przy Nim stanowi jedyny uszczęśliwiający fundament życia. Inaczej możemy pozostać na poziomie gorzkiej pretensji i retorycznego wyrzucania Bogu, że po co został nam dany świat skoro nie możemy się z niego cieszyć, używać go i w ten sposób być szczęśliwymi? Czy po to tylko by człowiek doświadczył cierpienia, marności i pragnął jak najszybciej stąd odejść? Płynąc łodzią Kościoła po wielokroć muszę powracać do prawdy, że to nie wiatr tego świata jest jej siłą napędową, ale obecność Chrystusa. Zupełnie jak w przeprawie na drugi brzeg jeziora: „ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: «To Ja jestem, nie bójcie się!» Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali”. To nie moje wysiłki, nie moje zasługi, nie moje dobre uczynki, także nie moja pobożność, ani też moja radość czy moje cierpienia są źródłem mocy Kościoła. To nie celibat księży, ani też poświęcenie małżonków, czy nierozumiane cierpienie celibatariuszy są siłą chrześcijańskich wspólnot. Jeśli tak nie myślimy to nasze wspólnoty i parafie pewnie przypominają koryncką gminę, i dlatego warto posłuchać Pawła, kiedy także nam mówi, że to stosowny czas, aby zwijać żagle naszych pomysłów i priorytetów życiowych, „albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą”.

ks. Maciej Warowny

TOP