Czy ja rozmawiam z Bogiem? (Hbr 1, 1-6) Narodzenie Pańskie; Msza w dzień

Znając historię zbawienia nie potrzebujemy dowodów na to, że Bóg przemawiał do człowieka. Historia ta, poczynając od momentu stworzenia, jest konsekwentnie budowana poprzez mowę Boga. Bóg wypowiada Słowo i świat zaczyna istnieć. Bóg mówi do Adama i Ewy zarówno przed grzechem jak i po nim.

A kiedy historia zbawienia „nabiera rozpędu”, poczynając od Abrahama, jej najistotniejszym tworzywem jest Boże pragnienie dialogu z człowiekiem. Dla Hebrajczyków jest to oczywiste i nie potrzeba na to żadnych dowodów. Natomiast jest to dość problematyczne dla nas, w naszych czasach. Poprzez wiele pokoleń wiarę przekazywano nam jako naukę o moralności i o naszych powinnościach wobec Boga. Strach przed karą Bożą, nieszczęściem przez Niego dopuszczonym czy społecznym wykluczeniem były strażnikiem tak przeżywanego chrześcijaństwa. Dla Hebrajczyków zaś istotą tożsamości nie była moralność, ale świadomość bycia wybranym i nieustannie prowadzonym przez Boga. Bóg przemawiał do swego ludu niezależnie od jego postaw moralnych. Bóg mówił wspaniałością Świątyni Jerozolimskiej, słowami proroków i królów, a kiedy lud opuszczał przymierze, to Jego Słowem stawały się nieszczęścia, niewole, a nawet zburzenie Świątyni. Ale Bóg nigdy nie przestał mówić do swego ludu, bowiem to nie moralność dziesięciorga przykazań wyznaczała tożsamość ludu, ale nieustannie podejmowany dialog i pragnienie Boga, aby być obecnym w życiu swoich wybranych. Dlatego Paweł Apostoł może zapewniać: „Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego.”

W kontekście nieustannego dialogu Boga z człowiekiem List do Hebrajczyków ukazuje przyjście Chrystusa jako szczytowy moment tegoż dialogu. Obiecany Mesjasz, Chrystus, nie tylko mówi słowa pochodzące od Boga, ale On same jest Wcielonym Słowem. Dialog Boga z człowiekiem przybrał cielesną formę. Chrystus mówi jako Bóg i jest mową Boga. Ale czy rzeczywiście ten dialog staje się moim osobistym udziałem? W jaki sposób odpowiadam na Bożą inicjatywę nawiązania i podtrzymywania wzajemnej relacji? Zawsze, kiedy Bóg zwraca się do człowieka, mówiąc mu „Nie bój się, jestem z tobą!”, przypomina mi się scena powołania Gedeona: „I ukazał mu się Anioł Pana. «Pan jest z tobą - rzekł mu - dzielny wojowniku!» «Wybacz, panie mój! Jeżeli Pan jest z nami, skąd pochodzi to wszystko, co się nam przydarza? Gdzież są te wszystkie dziwy, o których opowiadają nam ojcowie nasi, mówiąc: "Czyż Pan nie wywiódł nas z Egiptu?" A oto teraz Pan nas opuścił i oddał nas w ręce Madianitów»”. Kiedy słyszę, że Bóg mówi to w moim sercu rodzi się pretensja, że nie mówi do mnie. Być może mówi do innych, ale wobec mnie milczy, nie interesuje się moim życiem, nie ma mi nic do powiedzenia. A jedyny głos jaki słyszę wewnątrz mnie to głos krytyki bądź piętnowania moich słabości i podkreślania moich upadków. A przecież Słowo, Chrystus, przychodząc oczyszcza mnie z grzechów. Więc czyj głos mnie oskarża i potępia? Bóg przez Jezusa mówi o miłosierdziu wobec grzeszników, a ja słyszę, że się nie nadaję, że jestem za słaby, że powinienem więcej z siebie dawać, etc., etc.

Jezus przychodząc na świata chce mnie wprowadzić w synowską relację do Ojca w Niebie. Chce bym całym życiem oddawał Mu chwałę, jak naucza Paweł Apostoł: „Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie”. Tylko w ten sposób chrześcijanin może objawiać miłość Ojca do każdego człowieka. Dlatego misją Słowa, które przemawia do świata, jest przeobrażenie życia człowieka, aby stał się świadkiem Boga. I konsekwentnie słuchając dzisiejszej lektury, musimy stwierdzić, że nie chodzi o świadectwo moralnej doskonałości, nadzwyczajnych poświęceń, niebiańskiej cierpliwości i niezłomnego miłosierdzia wobec wszystkich nieprzyjaciół. Jeśli takiego świadectwa wymagamy od siebie i od innych to wracamy do chrześcijaństwa, jako moralizmu, redukujemy wiarę do przestrzegania przykazań. Wówczas już tylko krok do usprawiedliwienia wszystkich „wierzących niepraktykujących”, którzy podkreślają, że prowadzą życie moralnie nienaganne, a więc Kościół, modlitwa, sakramenty nie są im do niczego potrzebne. A przecież chodzi o świadectwo relacji do Boga, o ukazywanie Boga mówiącego i słuchającego człowiek, Boga zainteresowanego losem każdego, nawet najmniej ważnego człowieka na ziemi. Przecież chodzi o takie zwycięstwo Chrystusa we mnie, że uznam całym sobą, każdym wymiarem moich zdolności i słabości, że „Bóg jest wszystkim we wszystkich” i oddam mu pokłon nie z przymusu, lęku, tradycji, ciekawości, przyzwyczajenia czy kurtuazji, ale pełnią siebie, z miłości, która pragnie „być  z Chrystusem, bo to wiele lepsze”.

ks. Maciej Warowny