Ja sam, czy łaska we mnie? (1 Tes 1, 1-5b) 29 niedziela Zwykła A

Wiara jest dziełem, miłość trudem, a wytrwałość nieodzowną cechą nadziei. Tak rozumiane cnoty teologalne dają obraz życia chrześcijańskiego, jako dzieła trudnego, którego wznoszenie wymaga wytrwałości.

Ale wierzący nie jest pozostawiony sam sobie. Nie działa na wzór montera mebli z Ikeii, gdzie mając schemat poszczególnych etapów montażu, w ostatecznym rozrachunku musi poradzić sobie sam. Życie chrześcijańskie, życie wiarą, nadzieją i miłością jest owocem działania Ducha Świętego. Tylko On swoją mocą uzdolnia człowieka do życia cnotami teologalnymi. Dla Pawła pozostaje jasnym, że Dobra Nowina to nie słowo wiedzy o Bogu i wskazówki, jak należy żyć po chrześcijańsku, ale jest w niej moc samego Boga, który działa w życiu tych, którzy jej słuchają. Duch Święty sprawia, że człowiek przyjmuje Ewangelię, jako prawdę, że przekonuje się do niej, jako jedynie słusznej drogi życia. We wstępnym pozdrowieniu Paweł przypomina Tesaloniczanom o tej fundamentalnej zasadzie, która leży u podstaw ich chrześcijaństwa.

Pawłowe pozdrowienie uzmysławia, jak łatwo doświadczenie Bożej mocy i łaski odchodzi w niepamięć, a zastępuje je przekonanie o własnej sile, mądrości, roztropności, wiedzy i zasługach. Z zadziwiającą łatwością przechodzę od wspominania dzieł Boga w mojej osobistej historii do przypisywania sobie zasług i zdolności współtworzenia, a następnie do uznania siebie za jedynego autora tejże historii. Nawet jeśli ustami wyznaję, że Bóg jest Panem i Jemu przypisuję moc nad moim życiem, to faryzejski zaczyn nieustannie fermentuje i rodzi w sercu inne przekonanie. Ten proces mogę rozpoznać poprzez moje postawy wobec cierpienia, przeciwności i trudności. W obliczu bowiem trudności odsłania się moje faktyczne zaufanie do Boga. Jeśli bowiem sobie przypisuję zasługi, to każda przeciwność rodzi z jednej strony poczucie niesprawiedliwości, a z drugiej strony lęk o utratę tego, co posiadam, zarówno w sensie materialnym jak i intelektualnym, afektywnym czy duchowym.

Niestety w naszym dość powszechnym mniemaniu działanie łaski Bożej w nas winno dokonywać się bezboleśnie, a nawet bez jakiegokolwiek wysiłku z naszej strony. Skoro łaska i moc Boga działają, to mnie to nic nie powinno kosztować. Ale tak nie jest. Dzieło nie powstaje spontanicznie i jednorazowo, miłość jest trudem działania często wbrew instynktownym odruchom, a wytrwałość zakłada momenty zniechęcenia, „dłużyzny”, podczas których nie widać efektu końcowego, ale bez których nie da się osiągnąć celu, którym jest złożenie nadziei w Bogu. Ponad to działanie łaski uświadamia nam naszą niewystarczalność, domaga się zgody na własną niedoskonałość i niesamowystarczalność, zmusza do bycia autentycznie „przeźroczystym”, aby na sobie nie zatrzymywać uwagi innych, ale by bliźni patrząc na moje życie dostrzegali obecność i działanie Boga. Tesaloniczanie, jak zobaczymy to w dalszej części Listu, mają wiele trudności i pytań, co w oczach Pawła wcale nie niweczy prawdy o działaniu mocy Boga w ich gminie.

ks. Maciej Warowny