Od wolności do daru (Rz 12, 1-2) 22 Niedziela Zwykła A

Nieodzownym warunkiem kochania siebie, bliźniego i Boga jest wolność. Kochać mogę wówczas, kiedy jestem człowiekiem wolnym, czyli zdolnym do uczynienia daru ze swego życia. Dlatego w dorastaniu do miłości tak ważny jest kryzys dojrzewania, zwany zupełnie niesłusznie buntem nastolatków.

Wkraczanie w dorosłość jest przejściem od zależności do wolności. Wolność zaś zakłada trud odpowiedzialności za siebie, za swoje czyny, zachowania, postawy, etc. Dojrzewanie jest niezmiernie trudne nie tylko dla samych nastolatków, ale także dla ich rodziców. Rodzice boją się o wymykające się spod kontroli dzieci, a one z kolei straszliwie cierpią, że bycie wolnym jest okupione odpowiedzialnością i nie znoszą, kiedy im się o tym przypomina. Ale nie istnieje inna droga do dojrzałości, czyli do wolności i miłości. Dla nastolatków pragnienie bycia niezależnym, aby kochać i robić wszystko „po swojemu” staje się ciężarem nie do uniesienie. To dlatego potrzebują wsparcia rodziców, aby odciąć pępowinę i zaistnieć w świecie samoistnie. Miłość do dzieci ma uzdolnić rodziców do zadziałania wbrew własnym pragnieniom, aby dzieci były zawsze „dla nich”.

Ten wstęp o dojrzewaniu jest konieczny, aby dostrzec, że miłość nie wyraża się samą zdolnością do ofiarowania siebie, ale ona jest faktycznym darem czynionym z siebie. To znaczy ze swoich pragnień, marzeń, sił, ambicji, perspektyw, zdrowia, pieniędzy, przyjaciół, etc., etc. Znawcy Pisma Świętego posłużą się cytatem: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli!” Niestety dla wielu osób wolność stała się kresem dojrzewania. Jestem wolny, mogę czynić to, na co mam ochotę, kochając to i tych, którzy mi się podobają. Niestety taka wizja związku miłości i wolności jest tak niepełna, że zafałszowuje prawdę o miłości. Bowiem miłość jest zawsze czynieniem daru z siebie. Ona nie zatrzymuje się na zdolności do daru, ale faktycznie prowadzi do ofiarowania siebie. Jezus nie zatrzymuje się na zgodzie na wolę Ojca, ale za tą zgodą idzie autentyczny dar, całkowite wydanie siebie. Już do siebie nie należy i najbardziej widoczne staje się to na krzyżu. Dar został dopełniony.

Pawłowe wezwanie do uczynienia całkowitego daru ze swego ciała nie dotyczy duchownych czy zakonników. Ono jest skierowane do każdego ochrzczonego. Nie ma miłości do Boga bez czynienia daru z siebie samego. Nie ma także miłości bliźniego bez czynienia z siebie ofiary miłej Bogu. Bez wyjątku każda miłość wyraża się darem. Jeśli nie ma daru, nie ma miłości. Miarą miłości jest wielkość daru, który czynimy ze swojego życia. Świat nie jest zdolny, aby pokazać nam taką miłość. Szkoda czasu na wzruszenia się w kinie czy przy lekturze romansów. Łzy takich wzruszeń nie nauczą nas miłości. Są jednak łzy, które prowadzą do dojrzewania w miłości. To łzy tych, którzy płaczą nad swoją niezdolnością do miłości, którzy odkrywają, jak bardzo chcą zachować swoje życie dla siebie samych i boleją nad swoim egoizmem. Dla nich Paweł ma dobrą nowinę. Składanie siebie na ofiarę Bogu czyni człowieka zdolnym do kochania swego bliźniego. Wówczas staje się możliwe autentyczne wsłuchiwanie się w wolę Boga i wypełnianie jej.

ks. Maciej Warowny

TOP