Macierzyństwo i cierpienie świata (Rz 8, 18-23) 15 Niedziela Zwykła A

Świadomość nieustannego zmagania pomiędzy faktem, że jesteśmy uczestnikami wieczności, ale jeszcze nie w pełni oraz, że „już, i jeszcze nie” obecności Królestwa  Bożego będzie zawsze sprawiało ból, odnajdujemy w języku Pawła Apostoła pod obrazem bólów rodzenia.

Radość matki rodzącej dziecko, miłość do niego, który dopiero wchodzi na scenę świata i niczym sobie jeszcze nie zasłużyło, aby być kochanym, stają się figurą egzystencji chrześcijańskiej. Rodząc dziecko kobieta doskonale wie, że decyduje się na ból, a jednak nie powstrzymuje jej to w pragnieniu rodzenia. Najprostsza obserwacja upewnia ją, że wychowanie dziecka nie obędzie się bez trudności, łez, bolesnych doświadczeń, a pomimo to pragnie wkraczać w te trudy, oddając swe życie swemu dziecku. Miłość do dziecka, którego kobieta jeszcze nie widzi, staje się źródłem mocy we wkraczaniu w cierpienie wielorakiego oddawania swego życia, nie pomijając bólów fizycznych, cierpień emocjonalnych i ryzykowania swym życiem.

Wychodząc od dramatu chrześcijanina, który wkroczył w śmierć Chrystusa, aby samemu umrzeć dla grzechu i żyć dla Boga, Apostoł Narodów na wiele sposobów próbuje nam wytłumaczyć, że życie nowego człowieka, zrodzonego z wody i Ducha Świętego jest życiem niustannego zmagania, wyborów, poddania cierpieniu, pokusom, własnym i cudzym słabościom. Tym wszystkim, którzy od wiary w Jezusa oczekują, że ich życie stanie się bezproblemowym pasmem sukcesów wolnych od wszelkich utrapień, Paweł uświadamia, że dopóki istniejemy w ciele, dopóty jesteśmy poddani „bólom rodzenie”. Są one nieodłączną częścią naszego człowieczeństwa odkupionego na krzyżu. Rolę chrześcijan upatruje Apostoł Narodów w szczególnym świadectwie, na wzór matki rodzącej dziecko. Nie jest w tym odosobniony, bowiem w modlitwie arcykapłańskiej Jezusa w Ewangelii Jana mamy ten sam obraz: „Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat”.

Przychodzi mi na myśl, że Paweł wskazuje każdemu z nas właśnie taki sposób świadczenia o Jezusie umarłym i zmartwychwstałym. Być jak kobieta, która rodzi. Nadzieja, świadomość trudności, które przyjdą wraz z narodzeniem, cierpienie rodzenia, radość z doświadczonego bólu, to wszystko winno się stać figurą chrześcijańskiego życia. Jeśli cierpienie stanowi zagadkę dla ludzkości, a równocześnie jest środkiem „dyscyplinującym” egzystencję człowieka, to Paweł pokazuje, jak wygląda cierpienie w doświadczeniu chrześcijańskim. Ono jest obecne bardzo realnie, ale nie jako powód do przeklinania ludzi, świata czy jego Stwórcy, ale na wzór cierpień porodowych. Takich świadków wiary oczekuje świat, za takimi tęskni, tacy świadkowie znajdują posłuch i autorytet. Natomiast przedstawianie chrześcijaństwa jako magicznego lekarstwa usuwającego wszelkie zmartwienia i troski lub oczekiwanie od wiary w Jezusa jakieś „cudownej” formy uwolnienia od wszystkiego, co stanowi ludzkie cierpienie, jest obrazą dla tegoż chrześcijaństwa.

Magiczne i zabobonne podejście do wiary coraz bardziej zbliżają nas do wszelkiej maści naciągaczy, którzy proponują cudowne diety, stuprocentową skuteczność, duże pieniądze bez wysiłku pracy, etc. Niestety, ale rozmawiając przy okazji chrztu z rodzicami, zadając pytanie o motywację dla prośby o ten sakrament, wielokrotnie włos jeży się na głowie, bowiem w oczekiwaniu wielu chrzest (a w domyśle wiara) ma owocować jakąś magiczną ochroną Boga i stanowić swoisty rodzaj duchowej polisy ubezpieczeniowej. Wiara zostaje sprowadzona do „siły” uwalniającej od cierpień i przeciwności, a nie jest już mocą Bożą, która uzdalnia do wkraczania w cierpienie na wzór Jezusa. Wielorakość form cierpienia, od bólu, chorób, samotności, niepowodzeń, aż do niemożności spełnienia się, dramatycznej rozpaczy zrodzonej ze świadomości własnych słabości i ograniczoności mogą sugerować, że nie ma jednej odpowiedzi na tak złożone problemy. A jednak chrześcijaństwo jest taką odpowiedzią, która anuluje potrzebę wszelkich kulturowych, farmakologicznych czy psychologicznych „uśmierzaczy bólów”, aby dać nam sposobność dotarcia do sensu cierpienia, które poprzez wiarę zawsze przyjmuje formę matki rodzącej potomstwo.

  1. Maciej Warowny
TOP