Grzech i nieszczęście (Rz 5, 6-11). 11 niedziela zwykła "A"

Myślę, że nie tylko ja spotkałem osoby, które teologię odkupienia podsumowują zdawkowym stwierdzeniem, że „skoro Bóg wymyślił przykazania, których nie da się zachować, potem oskarżył nas o grzech nieprzestrzegania ich, to On sam powinien coś z tym zrobić.

Ale ja nie wierzę w grzech, więc w konsekwencji nie potrzebuję odkupienia – kontynuują swą myśl. Grzech i odkupienie to problem chrześcijan. A skoro ja nie wierzę w Boga, to jestem wolny od tego problemu”. Wobec takiej argumentacji wielu katolików staje bezradnych, a niektórzy z nich może nawet myślą, że taki sposób argumentacji ma sens. Problem tkwi jednak w tym, że grzechu nie można traktować jako kategorii czysto teologicznej lub moralnej, jest on bowiem pojęciem praktyczno-egzystencjalnym. Grzech bowiem nie tylko w sensie semantycznym oznacza uchybienia celu, ale także wyraża to w sensie egzystencjalnym.

Grzech jako kategoria egzystencjalna opisuje sytuację człowieka nieszczęśliwego. Wyraża doświadczenie człowieka, który szukając radości znalazł smutek, szukając miłości znalazł gorycz egoizmu cudzego i własnego, pragnąc pokoju sprowokował rywalizację, niepokój i konflikty, szukając akceptacji spotkał się z odrzuceniem i pogardą, a zamiast cierpliwego zdobywania środków na swój chleb powszedni ciągle marzy o bogactwach, a w konsekwencji czuje się coraz bardziej nieszczęśliwy i sfrustrowany. W ten sposób rozumiany grzech staje się ważnym elementem opisu stanu człowieka, który nie jest opisem z perspektywy jakiejś religii, ale jest narzędziem rozumienia powszechnej sytuacji egzystencjalnej. Dlaczego człowiek tak często jest nieszczęśliwy? Bo grzeszy? Tak. Grzeszy, to znaczy szuka dla siebie szczęścia tam, gdzie go nigdy nie da się znaleźć.

Chociaż „zbawienie bierze początek od żydów”, to Jezus nie jest odpowiedzią na żydowski problem grzechu, rozumianego jako przekroczenie Prawa. On przychodzi jako uniwersalna odpowiedź, która zachowuje swą wartość w każdym miejscu, w każdej epoce i wobec każdego człowieka. Nieszczęśliwy człowiek nie potrzebuje jednak teorii swego nieszczęścia, gładkich zdań na temat takiej, a nie innej konstrukcji świata, człowieka, czy historii. W nieszczęściu potrzebuję kogoś, kto mnie wyprowadzi z ciemności, kto nie będzie się bał moich pretensji do świata, kto pozwoli, aby mój smutek przygnębił także jego, a moje cierpienie poruszyło jego serce. A jeśli spotykasz kogoś, kto twierdzi, że jego poczucie szczęścia nie ma nic wspólnego z „teorią” grzechu i wszystkimi innymi „teologiami”, to warto go zapytać, w jakim stopniu potrafi dzielić się swoim szczęściem z innymi, na ile jego szczęście czyni szczęśliwymi jego bliskich?

Jezus umiera za mnie, grzesznika. Tak Paweł wyraża prawdę o moim odkupieniu. Ale je tę prawdę mogę wyrazić inaczej. Jezus umarł za mnie, bowiem jestem człowiekiem nieszczęśliwym, który goni za wiatrem szczęścia. I nigdy go nie dopędzi. Umiera za mnie, abym się zatrzymał w mej gonitwie i szczerze zapytał siebie, za czym podążam, co mnie motywuje, gdzie upatruję dla siebie spełnienie. Saint-Exupéry wkłada w usta narratora „Twierdzy” mniej więcej takie słowa: Nie wiem, co to jest szczęście, ale pogoń za szczęściem to pogoń za wiatrem. Wiem jednak, jak wyglądają ludzie szczęśliwi, kończy swą myśl narrator. Chrystus swoją śmiercią uzdalnia mnie do bycia szczęśliwym. Do wejścia w relację z Bogiem i drugim człowiekiem. W tej relacji nie ma już lęku przed wszechmocą Boga, ani przed złością i słabością drugiego człowieka. Do obwieszczenia tej prawdy zmierza Paweł w swoim liście. Jezus jest Dobrą Nowiną dla tego, kto potrafi uznać swój grzech, czyli zupełnie nietrafione sposoby na szczęście.

Ks. Maciej Warowny