Ekonomowie Bożego majątku (1 Kor 4, 1-5) 8 Niedziela Zwykła A

Prawie nieobecny w języku codziennym termin „szafarz” zachowany jest w teologii na oznaczenie osób administrujących sakramenty Kościoła. Ale koryntianie na pewno nie w taki sensie znali to słowo.

W języku polskim znaczenie tego słowa jest zgodny ze znaczeniem greckiego „oikonomos”, „zarządca gospodarstwa domowego i spiżarni na dworach magnackich (…); urzędnik zajmujący się sprawami finansowymi państwa (…)”. Co ma na myśli Paweł, pisząc, iż mam być uznawany ekonomem-zarządcą tajemnic Bożych? Szukając biblijnego zrozumienia tego wezwania możemy odwołać się do przypowieści o nieuczciwym rządcy i Jezusowe wezwania do gotowości na przyjście Pana z Ewangelii Łukasza. Natomiast kontekst rozważanej perykopy wskazuje na jedność z Bogiem i braćmi, jako zasadniczy element Bożej tajemnicy. Jedność ta nie rodzi się z psychologiczno-emocjonalnych uwarunkowań, pragnień i potrzeb, ale jest dziełem samego Boga. Nie jest ważna „przynależność” do tego czy innego głosiciela Ewangelii, ale osobista więź z Bogiem. Paweł, Apollos, Kefas to imiona Jezusowych ekonomów-zarządców, którzy głosząc Dobrą Nowinę położyli fundament pod świątynię Ducha Świętego, którą jest każdy wierzący. Rywalizując między sobą, chełpiąc się swą przynależnością do Pawła, Apollosa czy Kefasa koryntianie stają się anty-znakiem dla ludzi i pokazują, że niewiele zrozumieli z posłannictwa Apostołów.

Komunia z Bogiem i braćmi nie jest dziełem człowieka, bowiem przerasta jego zdolności i możliwości. Albowiem miłość, czyli darmowe ofiarowanie siebie Bogu i bliźniemu, nie jest przykazaniem do wypełnienia, lecz świadectwem Bożej obecności w naszym życiu. To nie przypadek, że właśnie w Liście do Koryntian Paweł umieszcza naukę o charyzmatach, pośród których wskazuje na największy dar Ducha Świętego, jakim jest miłość. Bez tego charyzmatu nie jesteśmy zdolni do bezinteresowności w naszych relacjach, nie potrafimy akceptować samych siebie bez popadania ani w samozachwyt, ani w samopotępienie. Pawłowe „niech ludzie nas uważają” odnosi się najpierw do samych apostołów, którzy nie chcą być identyfikowani jako „sprawcy” wiary i jej owoców, lecz właśnie jako szafarze dzieł Bożych, ale także odnosi się do koryntian i do każdego z nas.  Paweł pragnie, aby ludzie postrzegali nas jako zarządców jedności i miłości, które pochodzą od Boga i widoczne są w domu Bożym, wspólnocie wierzących braci. Ale czy rywalizacja koryntian nie jest obrazem naszych rywalizacji i codziennych problemów z życiem „po Bożemu”, według darów Ducha Świętego? I nie myślmy wyłącznie o problemach Kościoła Powszechnego. Dom Boży to rodzina, wspólnoty, grupa modlitewna, parafia, diecezja. Każdy ochrzczony ma więc swój udział w posłudze zarządcy-ekonoma jedności i miłości braterskiej.

Z tej lektury rodzi się bolesna refleksja. Co faktycznie dostrzegają ludzie w moim zarządzie darami Boga? Czy dostrzegają, że jestem zarządcą, a może częściej widzą, jak pysznię się darami Boga, jakbym to ja był ich właścicielem, a nawet sprawcą? Świadomość tego, jak bardzo poszukuję akceptacji i uznania w oczach ludzi rodzi inne, przykre pytania: czy mój egoizm i pragnienie uznania nie czynią mnie kompletnie nieużytecznym w Królestwie Bożym? Myślę, że to miał na myśli Paweł pisząc: „Ja przeto biegnę nie jakby na oślep; walczę nie tak, jakbym zadawał ciosy w próżnię, lecz poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego.” Czy przypadkiem nie jest tak, iż mając potrzebne „kwalifikacje”, inicjację chrześcijańską, święcenia kapłańskie, doświadczenie Kościoła, zachowuję się jak nieuczciwy rządca, który trwoni majątek swego pana na własne przyjemności? Bardziej troszczę się o to, jak mnie inni postrzegają, niż  zabiegam o jedność z Bogiem, o to, aby On był centrum mojego życia, osią mojego mikrokosmosu. Nie patrzę ani na siebie Jego oczyma, ani nie spoglądam na bliźnich tak, jak On patrzy i nie słucham ich, tak, jak On słucha. Szafarz tajemnic Bożych ma swój model w Janie Chrzcicielu, który pragnie umniejszać się, aby Chrystus wzrastał. Koryntianie przegrali tę walkę, przyjmując za punkt wyjścia czysto ludzką „przynależność” do apostołów. A dziś widzimy koryncką rywalizację w kłótniach, co jest lepsze, skuteczniejsze, bardziej ewangeliczne: neokatechumenat, odnowa czy oaza, a może Msza trydencka lub Radio Maryja? Jałowe spory, które uwidaczniają nasze nie-przynależenie do Chrystusa, ale wyłącznie do samych siebie. Mówimy, że to „dla Boga i dla Kościoła”, ale w praktyce chodzi wyłącznie o potwierdzania słuszność tego, co sam robię. Zasługujemy na tę samo przyganę, co koryntianie.

Ale dramat zarządców-ekonomów domu Bożego ma jeszcze inny wymiar. Oddają go słowa Pawła: „Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. (…) Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę.” Dobry i wierny szafarz, to nie ten, któremu wydaje się, że jest nieomylny, pokorny, uczciwy, posłuszny, etc. Zarządca-ekonom Bożych darów jest świadom swej ludzkiej niezdolności do dobrego wypełnienia swej posługi. Bowiem z dramatycznej sytuacji „wiem, co jest dobre, ale nie potrafię tego czynić” ratuje nas wyłącznie Duch Święty poprzez swoją obecnością: „Teraz jednak dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia. Albowiem prawo Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, wyzwoliło cię spod prawa grzechu i śmierci.”

 

ks. Maciej Warowny

TOP