XXI ndz. zw. "C" (Łk 13,22-30) - Ciasne drzwi do zbawienia

 

Ktoś bezimienny – reprezentujący każdego z nas ‑ stawia Jezusowi pytanie: kto się zbawi? Jest to problem fundamentalny. Prędzej czy później każdy będzie musiał zmierzyć się z tym pytaniem.  
Lectio divina na XXI niedzielę zwykłą „C” (Łk 13,22-30)
Ciasne drzwi do zbawienia
Jezus odpowiada w sposób paradoksalny, prowokujący do wysiłku wniknięcia w sens Jego słów: brama jest wąska, trzeba się zmagać, by przez nią przejść. Potem dodaje: brama jest zamknięta dla was, którzy jesteście ze Mną przy stole; przyjdą za to grzesznicy ze wszystkich stron świata i oni wejdą, a wy nie… Cóż to za zbawienie?  

LECTIO
 
Kontekst i struktura perykopy

            Jezus zmierza do Jerozolimy, aby tam dokonać dzieła zbawienia grzeszników, zarówno Żydów jak i pogan. W drodze stopniowo objawia swoim uczniom, kto i w jaki sposób może się zbawić (18,26). Odpowiedź na to pytanie, postawione w naszej perykopie, znajduje swoje przedłużenie w dalszych fragmentach.
            Zbawienie jest adresowane przede wszystkim do zatraconych grzeszników, którzy – jak syn marnotrawny – nie mają złudzeń co do swojej prawdziwej kondycji. On zostaje uzdrowiony, uwolniony, obdarzony na nowo godnością synowską i wchodzi do radości Ojca. Natomiast jego brat nie jest w stanie się pogodzić z bezwarunkową miłością Ojca, która w jego oczach jest skandalem. Pełen gniewu, święcie przekonany o własnej sprawiedliwości, nie chce wejść! Ojciec nie świętuje z zaproszonymi. Wychodzi na zewnątrz, w poszukiwaniu zbuntowanego, „sprawiedliwego” syna (15,28nn).
           Oto przychodzi do Jezusa z tym pytaniem ktoś bogaty i mający władzę, kto we własnym przekonaniu jest sprawiedliwy i nienaganny, zachowuje wszystkie przykazania, jednym słowem jest dobry i chciałby być jeszcze lepszy (18,18). Do kolekcji wielu dóbr chciałby dodać jeszcze życie wieczne, królestwo Boże. Nie jest jednak w stanie przejść przez ciasne drzwi. Jezus demaskuje jego ukrytą idolatrię; ów człowiek odchodzi, bardzo smutny, zbyt przywiązany do własnych bogactw i własnej rzekomej doskonałości (18,25).Ciasna brama do królestwa Bożego okazuje się być uchem igielnym. Aby w nie wejść, trzeba sprzedać wszystko. Apostołowie pytają: kto więc może być zbawionym? (18,26) 
            Odpowiedź na to pytanie usłyszy Zacheusz, celnik z Jerycha, publiczny grzesznik i człowiek skorumpowany: dziś zbawienie przyszło do tego domu… (19,9) Zacheusz nie ma wątpliwości, kim jest i z radością otwiera się na pojednanie z Bogiem i z ludźmi. Odzyskuje Boga jako Ojca i ludzi, których dotąd krzywdził, jako braci. A właściwie: został odzyskany, wszedł w zbawienie.
          
Paradoksalny wniosek jest następujący: zbawią się ci, którzy są zgubieni; natomiast inni – sprawiedliwi, pobożni, nienaganni – nie! Nie chodzi tu tylko o faryzeuszów: także chrześcijanie ‑ ci, co są blisko Jezusa, jedzą i piją z Nim (Eucharystia) i znają dobrze Ewangelię, są w tej grupie ryzyka…
          Jeszcze inny paradoks: w naszej perykopie mówi się, że brama wiodąca do zbawienia jest wąska, a nieco później – w przypowieści o uczcie królewskiej (14,21-23) ‑ słyszymy, że Król pragnie, by Jego dom był zapełniony. Ta pozorna sprzeczność również skłania czytelnika Ewangelii do głębszej medytacji nad tajemnicą zbawienia.
          W strukturze perykopy warto zauważyć znamienną różnicę między ogólną i bezosobową formą pytania postawionego Jezusowi (Czy nieliczni są ci, co będą zbawieni?) a konkretnością odpowiedzi Jezusa, który zwraca się do pytającego i do wszystkich swoich słuchaczy w drugiej osobie, zmuszając ich ‑ również nas ‑ do tego, by odnieśli Jego twarde proroctwo osobiście do siebie.  

Egzegeza

22
 Jezus nauczając, szedł przez miasta i wsie i odbywał swą podróż do Jerozolimy.                  Jezus „uczynił twardym” (gr. estērisen) swoje oblicze idąc zdecydowanie do Jeruzalem po to, by zgodnie z wolą Ojca zdobyć dla miłosierdzia Bożego wszystkich najbardziej zatwardziałych grzeszników (Łk 9,51). Na tej drodze spotka Zacheusza, którego uczyni uczestnikiem zbawienia, a na krzyżu – w kulminacyjnym momencie swojej misji – odniesie otworzy wrota raju przed skazanym na  śmierć złoczyńcą, który rozpozna w Nim sprawiedliwego Króla i swojego Zbawiciela (23,40-43). Zwycięstwo Jezusa obejmie także pogan, reprezentownych pod krzyżem przez rzymskiego setnika, który po Jego śmierci oddał chwałę Bogu (23,47).

23
 Raz ktoś Go zapytał: «Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?» On rzekł do nich: 24 «Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli.            Ów bezimienny „ktoś” to w gruncie rzeczy każdy z nas, kto wchodzi w relację z Jezusem i stawia Mu niezwykle istotne pytanie: kto się zbawi?
           Wszyscy chcemy być zbawieni, tzn. chcemy uniknąć tego, co nam się nie podoba: chorób, kłopotów, trudnych relacji międzyludzkich, niesprawiedliwości, a nade wszystko śmierci. Któż z ludzi nie prosił Boga o dobre zdrowie dla siebie czy dla swoich bliskich? Pragnienie zbawienia wiąże się ze strachem przed śmiercią, unicestwieniem. Człowiek jest jedynym stworzeniem świadomym własnego umierania i jego uparte, desperackie dążenie, by uciec przed śmiercią, jest motorem wszystkich kultur i religii.
           Czy zbawienie zatem jest dla wszystkich, czy tylko dla niektórych? Jezus nie odpowiada wprost, nie mówi, ile procent ludzi może liczyć na zbawienie. Mówi natomiast o tym, czego oczekuje od swoich słuchaczy: walczcie! (gr. agōnízesthe). Podobnie pisze Paweł Apostoł: Właśnie o to trudzimy się i walczymy (gr. agōnizómetha), ponieważ złożyliśmy nadzieję w Bogu żywym, który jest Zbawcą wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących. (1Tm 4,10). Trzeba walczyć jak atleta na arenie, który zmaga się, by zakwalifikować się do finału, by nie zostać odrzuconym (por. 1Tm 6,12; 2Tm 4,7; 1Kor 9,25-27). Trzeba wejść do domu, bo jeśli pozostaniemy na zewnątrz, będziemy zgubieni. Wielu tzn. wszyscy pragną wejść w zbawienie, jednak aby je osiągnąć, trzeba walczyć. Rodzi się pytanie: z kim, z czym? Depcząc siebie nawzajem, niczym tłum w ciasnym wejściu na stadion? Eliminując innych, jak zapaśnik w walce o zwycięstwo? W rzeczywistości chodzi tu o inną walkę: o zmaganie z tym, co w nas samych utrudnia nam wejście w zbawienie. Co to takiego?
            Odpowiedzią Boga na wielkie, dramatyczne dążenie ludzi do zbawienia jest miłość. Być zbawionym to znaczy być kochanym. Jest to dar, który oferuje nam Bóg, kochający człowieka. Doświadczyć zbawienia oznacza także kochać drugiego jako swojego brata, jak zwięźle ujął to św. Jan: My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci, kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci (1J 3,14). Miłość Boga jest darmowa, jest darem gratis. Co przeszkadza w jej osiągnięciu? Może to być na przykład chęć zasłużenia sobie na nią, kupienia jej za dobre uczynki. Może to być również opór przed uznaniem siebie za grzesznika, który w żaden sposób nie zasługuje na miłosierdzie Boże, a może je otrzymać tylko za darmo, jako grzesznik wśród grzeszników. Przez te właśnie drzwi miłosierdzia nie chciał przejść starszy syn z przypowieści o miłosiernym Ojcu (Łk 15,28), który zbuntował się przeciw swojemu bratu – ocalonemu grzesznikowi i przeciw Ojcu, wobec którego czuł się źle traktowanym niewolnikiem (15, 29-30). Aby wejść w zbawienie, musiał przyjąć bezwarunkową miłość Ojca i zgodzić się na to, że Ojciec daje mu wszystko, choć on w żaden sposób na to nie zasługuje; musiał zgodzić się również na to, że takie samo prawo do zbawienia ma jego brat, który zrobił mu wystarczająco dużo zła, by uznać go za wroga i potępić. Oto są ciasne drzwi, przez które niełatwo przejść, trzeba się zmagać i walczyć ze sobą. Historia starszego brata pozostaje otwarta. Własne jej zakończenie musi dopisać każdy z nas.
           Dlaczego brama wiodąca do zbawienia jest tak trudna do przejścia? Ponieważ akceptacja bezwarunkowej miłości Boga, poddanie się jej, zmienia głęboko naszą relację do Boga, do siebie samego i do innych ludzi: pojednany z sobą i z własną historią, zaczynam rozumieć, że zbawienie to nie sukces do osiągnięcia moimi wysiłkami, ale dar Boga. Pogodzony z innymi –grzesznikami jak i ja – nie depczę już więcej ani siebie ani innych i staje się dla mnie możliwe to, o czym mówi Pierwszy List Jana 3,14: przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci. Jedyny sposób na otwarcie drzwi zbawienia to uznanie własnej nędzy i zgoda na miłosierdzie Boże.
          Jezus mówi dalej, że wielu będzie chciało wejść, lecz nie będą mieć siły (ouk ischýsousin). To kolejny paradoks: jak walczyć skoro nie ma się siły? Akceptacja naszej bezsiły i niewystarczalności jest tym właśnie, co otwiera dla nas bramy Bożego miłosierdzia. Nasza słabość i ograniczone możliwości są właśnie miejscem naszego zbawienia. Kimś takim jest Zacheusz – prototyp człowieka radykalnie niezdolnego, by się zbawić o własnych siłach. To właśnie w jego dom Jezus wnosi zbawienie – dar ocalenia od wiecznej zguby.
 
25 Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: "Panie, otwórz nam!"; lecz On wam odpowie: "Nie wiem, skąd jesteście". 26 Wtedy zaczniecie mówić: "Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś". 27 Lecz On rzecze: "Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości!"
 
           
Warto zwrócić uwagę na użyte z naciskiem przez Jezusa kilkakrotne „wy”, które – jak wspomniano wyżej ‑ jest bezpośrednim apelem do czytelników Ewangelii. Idąc za Ewangelią Janową możemy odczytać, że tą Bramą, przed którą stoimy, jest sam Jezus, który powstał tzn. zmartwychwstał, otwierając w ten sposób bramy miłosierdzia dla wszystkich grzeszników. My stoimy na zewnątrz i nie możemy wejść, jeżeli uparcie sądzimy, że nie jesteśmy grzesznikami, że jesteśmy sprawiedliwi, dobrzy i pobożni. Nie mogąc wejść z powodu własnej pychy, ryzykujemy pozostanie poza domem Ojca, a więc poza zbawieniem!
          Nie wiem, skąd jesteście. To zdanie każe nam zapytać siebie samych, gdzie jest nasz dom, tzn. w oparciu o co określamy naszą tożsamość. Domownikami Jezusa są celnicy i grzesznicy (por. Łk 15,2). Jeżeli zaliczamy siebie do sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia, nie ma nas w domu miłosierdzia. Wówczas jesteśmy bardzo daleko od Niego, od tej miłości, która przyjmuje grzeszników, ułaskawia ich i uzdalnia, żeby w taki sam sposób miłowali innych, tych, którzy na to nie zasługują. Wykluczając kogokolwiek, najbardziej ostatniego, wykluczam Chrystusa, który z miłości do nas stał się najmniejszym i ostatnim. Wykluczenie drugich to właśnie ta wielka niesprawiedliwość, którą Jezus-Sędzia zarzuci „sprawiedliwym”.
         Bycie z Jezusem przy stole czyli udział w Eucharystii, słuchanie Jego słowa, celebracje i nabożeństwa, mają sens o tyle, o ile sprawiają, że wchodzimy w doświadczenie miłosierdzia przyjętego od Ojca i udzielonego innym. Inaczej stają się pustym rytualizmem i jeszcze jednym powodem do odrzucenia nas przez Jezusa. Zamknięci we własnej samowystarczalności będziemy kołatać na darmo.
         Jezus mówi dosłownie: „Postawcie się daleko ode Mnie” (gr. apóstēte). Kiedy stawiam się poza tymi, którzy są adresatami zbawienia – grzesznikami – sam siebie wykluczam z grona zbawionych.

28
 Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. 29 Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym. 30 Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi».

         Płacz to wyraz bezsilności i cierpienia, zgrzytanie zębów jest ekspresją złości i przerażenia. Dlaczego? Bo nasi ojcowie w wierze są w domu, a nas tam nie ma. Z Abrahamem są ci, których ja wykluczyłem, nie chciałem ich uznać za swoich braci i za dzieci Boże. Ci ze wschodu to Babilończycy i Asyryjczycy, nieczyści, wrogowie, którzy niegdyś zburzyli Samarię i Jerozolimę; ci z zachodu – to Filistyni, Sydończycy, a także znienawidzeni Rzymianie; ci z północy – to Syryjczycy i Grecy, a ci z południa – to np. Egipcjanie, jednym słowem pogardzani przez pobożnych Żydów poganie. Oni wejdą w zbawienie! Te cztery kierunki układają się w kształt krzyża. Ludy całego świata znajdą ratunek w krzyżu Pana. 
 

MEDITATIO

          Blaise Pascal powiedział, że są dwie kategorie ludzi: grzesznicy i ci, co uważają się za sprawiedliwych. Piekłem sprawiedliwych jest to, że Chrystus przyszedł zbawić grzeszników, a nie sprawiedliwych. Natomiast tym, co ratuje z tego piekła, jest kerygmat negatywny, który paradoksalnie jest też dobrą nowiną: nie bój się, ty też jesteś grzesznikiem! Zbawić się może tylko ten, kto się zgubił. Pozostali – sprawiedliwi, porządni nie! Tylko wtedy, gdy uznajemy się za grzeszników, otwierają się przed nami wąskie drzwi do zbawienia, przystęp do Bożej sprawiedliwości (por. Ef 3,12). Równocześnie sami otwieramy się w ten sposób na miłosierdzie względem naszych braci: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6,36).
         
Konkretnym, przykładem tej niezwykłej przemiany, jaką Ewangelia sprawia w człowieku, jest wspomniany wyżej św. Paweł, który w pewnym momencie zderzył się dosłownie z łaską Chrystusa zmartwychwstałego i który pod koniec życia napisał: Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy (1Tm 1,15). Słowa te nie były bynajmniej literackim ornamentem czy pustą formułą, ale przekonaniem płynącym z widzenia konkretnych faktów we własnej historii: Dzięki składam Temu, który mię przyoblekł mocą, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę. Dostąpiłem jednak miłosierdzia, ponieważ działałem z nieświadomością, w niewierze (1,12-13; por. Ga 1,13n; 1Kor 15,8n).
          W doświadczeniu nawrócenia pod Damaszkiem jego sposób myślenia i życia uległy głębokiemu przeobrażeniu. Dzięki otrzymanej łasce mógł wyznać: Co do sprawiedliwości legalnej - stałem się bez zarzutu. Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę. I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim - nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze - przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach - w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych. Nie mówię, że już to osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym też to zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa (Flp 3,6-12).
           Szaweł wyrzekł się swojej własnej sprawiedliwości i przyjął nowe imię: Paulus to znaczy „Mały”. Z mistrza faryzejskiej sprawiedliwości, która uczyniła go fanatycznym prześladowcą Kościoła i zabójcą niewinnych, stał się mistrzem miłosierdzia. Pozwolił się pokonać miłosierdziu Boga. Ze względu na takich jak on Jezus samego siebie uczynił małym i ostatnim ze wszystkich, aby ich ocalić.  

CONTEMPLATIO

         Dzisiejsza Ewangelia to proroctwo negatywne, które Jezus kieruje do mnie po to, by pomóc mi się wyrwać z religijnego legalizmu, który działać może na mnie – Jego ucznia ‑ jak środek znieczulający i usypiający. Wpatrując się w historię nawrócenia Pawła czy też innych znanych mi chrześcijan chcę dostrzec Jezusa, który wnosi w moje życie bezcenny dar miłosierdzia i zbawienia. Zaczynam widzieć, że zbawienie nie jest teorią, teologią ani czymś, co mi się należy z natury, dlatego że jestem dobrym i pobożnym człowiekiem, ale że jest ono otwarciem się na ogień miłości Bożej, który tak głęboko przemienił życie tylu świętych i trawił ich pragnieniem, by miłosierdzie Boże nieść innym.
 
 
ACTIO

           Do walki o własne i innych zbawienie wzywał nas sługa Boży Jan Paweł II, m.in. gdy mówił do młodych Polaków w 1987 roku: Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje “Westerplatte”. Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakaś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność , od której nie można się uchylić . Nie można “zdezerterować”. Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba “utrzymać” i “obronić”, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić  - dla siebie i dla innych
         Co będzie konkretnym polem duchowego zmagania, do którego wzywa mnie Chrystus w tej Ewangelii? Jakie kroki podejmę, by na to wezwanie odpowiedzieć? 
  ks. Józef Maciąg  

W opracowaniu wykorzystano medytację Silvano Faustiego SJ wygłoszoną w Mediolanie w 2007 roku (zapis dźwiękowy)
TOP