Ktoś, kto żyje jako przyjaciel Boga, będzie starał się z otwartym sercem nasłuchiwać Jego subtelnej mowy. Taką przyjaźń można zbudować na głębokiej ufności, pozwalającej złożyć swoje życie w ręku Pana i nie lękać się, że On zawiedzie. Wtedy to, co jest wokół – przyjaciele, znajomi, potem to wszystko, co jest ze świata rzeczy, nie stanie na przeszkodzie w kroczeniu właściwą drogą, ale znajdzie na niej odpowiednie miejsce. O zaufaniu do Boga ciekawie pisała św. Edyta Stein: „Być dzieckiem Boga znaczy oddać się w ręce Boga, czynić Jego wolę, złożyć w Jego Boskie ręce swoje troski i swoje nadzieje, nie męczyć się obawą o przyszłość. Na tym polega prawdziwa wolność i wesele synów Bożych. Posiada ją niewielu ludzi, nawet prawdziwie pobożnych i po bohatersku gotowych na każde poświęcenie. Chodzą zawsze pochyleni pod ciężarem swych trosk i obowiązków (…) Ale jeśli spotkamy człowieka, który nie ma ani majątku, ani żadnego trwałego zabezpieczenia, a nie męczy się myślą o przyszłości – kręcimy głową, jakbyśmy znaleźli się wobec czegoś niezwykłego. Oczywiście myliłby się bardzo ten, kto by czekał bezczynnie, aby Ojciec Niebieski zawsze się o wszystko dla niego starał” (Ze wspomnienia św. E. Stein w LG).
Może święta przesadza…?
Ks. Marcin Szymańczuk, Lublin