Ilekroć czytam te słowa z Listu do Koryntian, o wielości darów, właściwie, różnorodności członków Kościoła, przypominam sobie dziesiątki rozmów z ludźmi twierdzącymi, że oni do tego Kościoła w żaden sposób nie przystają. Bo nie napisano o nich w tym liście, nie napisano w Ewangelii? Bo nie są… właśnie, jacy?
Nie są szablonowi, niełatwo ich rozgryźć, nie zajmują pierwszych ławek w kościele, bo w ogóle tylko czasem do niego chodzą. Bo mają kolczyki w nosie, i kilkanaście dziwnych lub trudnych historii na karku. Jeszcze nie rozumieją, jeszcze niezbyt wierzą, albo wierzą „po swojemu”. Tak też się modlą i próbują rozumieć Kogoś, kogo nazywają „chyba Bogiem”, ze znakiem zapytania na końcu.