"Jeśli ktoś mi służy uczci go mój Ojciec" (10.06.2008)

Wtorek,  10 06 08   Mt 5, 13-16

"Jeśli ktoś mi służy uczci go mój Ojciec”

              Pozostajemy na stokach Góry Błogosławieństw. Nauczanie Jezusa nie traci charakteru afirmatywnego, a nawet poprzez odwołanie się do zjawisk prostych, a jednocześnie życiodajnych – soli i światła, narasta smak chwały i godności. Możemy tutaj patrzeć na siebie samych oczami Boga, rozpoznawać Jego zaufanie do nas, domyślać się potencjału Ducha, który w nas złożył. Uczynił nas Bóg na swój obraz i podobieństwo. W tym zadziwiającym akcie stwórczym patrzył na nas z zadowoleniem i szczęściem, uśmiechał się śpiewając pieśń radości i chwały.
Uwaga, to cudowne dzieło wciąż trwa, gdyż Pan odbudowuje nas nieustannie, tym samym pełnym akceptacji spojrzeniem, identycznym gestem zbyt wielkiej ufności. Jakby tego było mało- już odbudowanych wciąż wywyższa -„Jeśli ktoś mi służy uczci go mój Ojciec”, „wam, którzy wierzycie cześć”.
 
                Jaki zadziwiający mandat otrzymuję, jaką niepojętą misję? A przede wszystkim: Kim jestem w oczach Stwórcy, jaka jest moja wewnętrzna tajemnica.. Wobec współczesnego zatracania tożsamości należy z uporem pytać o misję, o powołanie, o Boży projekt dla mego Życia- to pytanie podstawowe. Bardzo często spotykamy się we wspólnotach z niepokojem gorliwych neofitów: „co ja tutaj mogę robić?, Jak mogę się udzielać?”. Odpowiadajmy „na początek nic..., Pozwól Bogu, by ciebie kochał, daj Mu czas, nie przeszkadzaj” .Tak, dosłownie, należy usiąść, zawiesić myśli i odprawić niepokojącą potrzebę aktywności, powiedzieć Panu- tu jestem, daj mi teraz swoja miłość, patrz na mnie, bądź ze mną, nakarm miłością wieczną ...” 
              
Podjęcie misji „soli” i „światła” jest możliwe jedynie dzięki uprzedniej adoracji Bożego zamysłu, rozumianej jako karmienie się Bożą przychylnością, Bożą akceptacją mojej osoby i Jego dla mnie niewyobrażalną czułością. Jak zwykle na przeszkodzie staną nasze zranienia, sponiewieranie przez różne autorytety, brak afirmacji ze strony otoczenia. Trzeba więc stoczyć walkę z poczuciem niegodności i odrzucenia , w której pierwszym orężem jest praktyka kontemplacji słowa. Na chytrą sugestię nieprzyjaciela „czy nie za wiele się od nas oczekuje?” mogę odpowiedzieć za Heschelem: „Jest w naszej mocy odzwierciedlać jego nieskończoną miłość przez uczynki dobroci, podobnie jak niepozorny strumyk może odbijać w sobie całe niebo...”

O. Cyprian Moryc ofm

 

TOP