"...nie miłujmy słowem i językiem" (5.01.2008)

Sobota, 5 stycznia 2008 - J 1,43-51

 „…nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą” (1J 3,18) 

       
               Z codziennością naszego  życia tak nierozłącznie związany jest temat miłości, że niemal bezwiednie przyjmujemy i nasiąkamy jej obrazem oferowanym przez twórców seriali i filmów, przez poetów, pisarzy i autorów słów piosenek. Zasłyszane i przeczytane słowa, lansowane sposoby zachowania będące wyznacznikiem „prawdziwej” miłości potrafią tak mocno wryć się w świadomość, że tracimy właściwe proporcje i coraz trudniej jest rozpoznać i nazwać miłość po imieniu, a coraz łatwiej dać się zwieść.
Dzisiejsze Słowo nie pozostawia wątpliwości - wyrazem miłości są czyny. To one są jej znakiem rozpoznawczym.  Bóg, który jest miłością i pierwszy nas ukochał  – stał się człowiekiem i umarł za nas na krzyżu.  „Po tym poznaliśmy miłość, że oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci” – pisze św. Jan. Oddawanie życia za braci nie musi oznaczać wielkich ofiar. Zazwyczaj zaczyna się ono od drobnych rezygnacji z siebie, porzucenia własnych planów, przezwyciężenia lenistwa i przekonania „nic nie czuję więc nie kocham”, od okazania zrozumienia, znalezienia czasu na spotkanie i na rozmowę.  Oddawanie życia dokonuje się w prawdzie, której podstawą jest dobre rozeznanie i wolność.  Służy dobru drugiego - niekiedy na przekór wątpliwościom, a nawet negatywnym emocjom. Ale bywa i tak, że miłowanie „w prawdzie” wymaga „ukrzyżowania” własnego serca, aby ten, kogo kochamy mógł odzyskać życie.

          
Miłość bliźniego przekłada się na uczynki. Mądrości ludowej znane jest powiedzenie: „zobacz, ile jest w stanie dla ciebie zrobić, a zobaczysz jak cię kocha”. Drogowskaz na drodze do dojrzałej i pełnej miłości dany nam przez Jezusa pomaga dokonywać właściwych wyborów i w prawdzie rozpoznawać miłość po uczynkach, a nie boleć nad niespełnionymi oczekiwaniami czy zadawalać się zwodniczymi jej substytutami.  


Katarzyna Fuksa

TOP