Syzyf (20.06.2007)

20 czerwca – środa; Mt 6,1-6.16-18

Syzyf

           Co to znaczy zdrowa pobożność? I czym ma przejawiać się autentyczna dobroć? Żyjemy w kraju katolickim, więc chyba można postawić takie pytania. Inna sprawa, kto nad Wisłą faktycznie żyje nauką Ewangelii, a kto wybiera z niej jedynie to, co mu pasuje? Niektórzy w tym względzie przypominają konsumentów przychodzących do supermarketu, żeby wybrać odpowiedni dla siebie towar. No właśnie – dla siebie.
Jezus ostrzega przed obłudą. Można pozornie robić coś bardzo dobrego, co jednak okazuje się karmieniem własnej pychy, takiego duchowego brzucha. Jałmużna, post i modlitwa są konkretnymi formami pobożności. Bardzo dobrymi zresztą. Stają się jednak drogą zagłady, jeśli i one służą budowaniu własnej chwały. Można komuś coś podarować, pieniądze, żywność, ubranie, albo coś niematerialnego, na przykład swój czas, rozmowę, po to, by pochwałom nie było końca. Można wręcz spalać się dla dobra drugiego człowieka, by wszyscy pełni podziwu mówili: „Ten jest nalepszy”. Można się modlić długo i na kolanach, po to by rozpalać się pragnieniem dostrzeżenia przez innych. Można wreszcie jeść tylko przysłowiowe korzonki, by urosnąć we własnych oczach, a Bogu wykrzyknąć: „Zobacz!”.
                Pycha, sława i własna chwała potrafią się skryć za wszystkim. Prawdziwe lisy. Tylko czy człowiek jest wtedy wolnym? Ciągle musi za nimi gonić. Jak Syzyf jest skazany na wieczną udrękę.  

Ks. Wojciech Rebeta