Wstań i jedz (1 Krl 19,4-8) I czytanie

Historia Eliasza ukazuje z wielką prostotą i realizmem, jak siła i męstwo mogą się łączyć w jednym człowieku ze słabością i podatnością na kryzys, i jak niewielki krok oddziela heroizm od załamania.

            Pewnego dnia prorok rzuca wyzwanie królowi izraelskiemu Achabowi, zarzucając mu łamanie przykazań Bożych i szerzenie pogaństwa w kraju; wzywa na sąd Boży czterystu pięćdziesięciu proroków Baala i publicznie ich ośmiesza; karci też cały lud, zgromadzony na górze Karmel, za to, że dał się uwieść bałwochwalczym kultom (1 Krl 18,18-24). Nie przeraża go fakt, że jest sam, ponieważ królowa Izebel kazała wymordować wszystkich proroków Pańskich (18,4.13). Ogień z nieba, który po jego modlitwie pochłania przygotowaną ofiarę, potwierdza w sposób spektakularny, że tylko Jahwe jest Bogiem, a sam Eliasz dopełnia tej ofiary w straszliwy sposób, wycinając w pień wszystkich pogańskich proroków (18,36-40).

             Wkrótce potem, może nawet już następnego dnia, Eliasz rzuca się do ucieczki po tym, jak posłaniec Izebel przynosi mu pogróżki, że czeka go śmierć za to, co zrobił (19,2). Ucieka daleko, aż do Beer-Szeby, na południowy kraniec sąsiedniego królestwa Judy. Tam zostawia sługę i zupełnie sam idzie dalej w głąb pustyni.

             Czy to nie dziwne? Eliasz nie bał się stawić czoła Achabowi, który rozesłał za nim listy gończe w kraju i za granicą (18,10); nie wahał się też dokonać na jego oczach krwawej rozprawy z fałszywymi prorokami, a przestraszył się pogróżek królowej, która ‑ gdyby mogła ‑ przysłałaby przecież nie jednego posłańca, ale cały oddział zabójców. Eliasz ucieka z kraju, aby ratować życie, a zaraz potem prosi Boga, by mu to życie odebrał, bo… ma wszystkiego dość. Dopada go poczucie osamotnienia, zwątpienie w sens walki o nawrócenie ludu i dojmujące poczucie klęski (19,10). Ucieka w sen i użalanie się nad sobą («nie jestem lepszy od moich ojców» ‑ 19,4).

             Scena pod janowcem pozwala przyjrzeć się relacji Eliasza z Bogiem. Z jednej strony Eliasz nie wstydzi się pokazać Bogu swojej słabości i tego stanu uczuciowego, który dosłownie powalił go na ziemię. W skardze, jaką zaniesie do Boga, słychać nutę żalu: dlaczego Bóg do tego dopuścił? (por. 19,14). Taka szczerość i prostota nie jest rzeczą łatwą.

             Z drugiej zaś strony Bóg, jak to często bywa, «udaje, że nie rozumie naszej prośby, by wysłuchać ją inaczej, we właściwy sposób» (S. Fausti). „Dotknięcie łaski” jakiego w tym momencie doświadcza Eliasz, jest – tłumacząc dosłownie – mocnym szturchnięciem, które ma go wytrącić z letargu (19,5.7). Podpłomyk i dzban z wodą, który Ktoś przed nim postawił, przypomniały mu, jak Bóg karmił go cudownie chlebem nad potokiem Kerit i w Sarepcie Sydońskiej (17,6.16). Ten pokarm jest dla niego słowem: «Jestem przy tobie, Eliaszu, tak jak byłem zawsze. Twoja słabość jest miejscem, w którym będziesz mógł poznać Mnie na nowo. Przed tobą jeszcze długa droga».

             Do nas także zwraca się Ten, z którym rozmawiał Eliasz w blaskach Przemienienia: «Bierzcie i jedzcie…» (por. Mk 9,4; 14,22).

ks.Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP