NMP - Matka i mistrzyni życia duchowego - Ks. W. Rebeta

            Święta siostra Faustyna w swoim „Dzienniczku” pod datą 1929 roku opisuje przeżycia związane z odnowieniem przez nią ślubów zakonnych. W sposób szczególny doświadcza łaski czystości i pisze: „Zrozumiałam później, że jest to jedna z największych łask, którą mi wyprosiła Najświętsza Maryja Panna, bo o tę łaskę prosiłam Ją przez wiele lat.

Od tej pory większe mam nabożeństwo do Matki Bożej. Ona mnie nauczyła wewnętrznie kochać Boga i jak we wszystkim pełnić Jego świętą wolę” (nr 40).
            Dziś chcemy przeżywać spotkanie z Maryją – Mistrzynią życia duchowego. Szczególnie jest to ważne dla osób konsekrowanych, powołanych do wejścia w bardzo bliski kontakt z Bogiem i Jego Świętymi. Osoby żyjące konsekracją widziane są tutaj w szerokim kręgu: to zarówno przyjmujący sakrament święceń – biskupi, prezbiterzy, diakoni, jak i ci, którzy ślubują czystość, ubóstwo i posłuszeństwo – w różnych zakonach i zgromadzeniach, instytutach, czy też indywidualnie. W każdym razie interesuje nas spojrzenie na życie tych, którzy oddają się na służbę Panu. Jest ona ich wyłącznością i określa stan życia. Niemniej poruszana tematyka z różnych powodów dotyczy wszystkich ochrzczonych. 
           Powróćmy do „Dzienniczka” św. Faustyny. Na jego kartach rysuje się wielka miłość Chrystusa do tych, których powołał do bycia z Nim w przyjaźni konsekrowanej. Z tego powodu jest to też miłość zraniona, bowiem najdotkliwiej odczuwa grzechy swoich najbliższych. Oto dramatyczna scena, którą opisuje nasza Święta: „Ujrzałam czterech mężczyzn, którzy na zmianę dyscyplinami siekli Pana. Serce mi ustawało patrząc na te boleści; wtem rzekł mi Pan te słowa: Cierpię jeszcze większą boleść od tej, którą widzisz. (…) I w jednej chwili ujrzałam rzeczy straszne: odstąpili kaci od Pana Jezusa, a przystąpili do biczowania inni ludzie, którzy chwycili za bicze i siekli bez miłosierdzia Pana. Byli nimi kapłani, zakonnicy i zakonnice, i najwyżsi dostojnicy Kościoła, co mnie bardzo zdziwiło, byli ludzie świeccy różnego wieku i stanu. (…) Kiedy Go biczowali kaci, milczał Jezus i patrzył się w dal, ale kiedy Go biczowały te dusze, o których wspomniałam wyżej, to Jezus zamknął oczy i cicho, ale strasznie bolesny wyrwał się jęk z Jego Serca” (nr 445). Przyznajmy, że jest to obraz wstrząsający. Ale też nie należy wyciągać pochopnych wniosków, bo w innym widzeniu Faustyna z radością dostrzega całe zastępy tych, którzy są ukrzyżowani na wzór Chrystusa i największą grupę wśród nich stanowią właśnie osoby Jemu poświęcone (por. nr 446).
                                                         
I 
           Te obrazy w sposób symboliczny, ale i bardzo konkretny wyrażają wyjątkową bliskość Jezusa z osobami konsekrowanymi. Jest to bliskość wynikająca ze święceń i złożonych ślubów, a więc niezależna od stanu moralnego konsekrowanych. To tak jakby ich wejście do domu Boga. I właśnie z tego względu, owo tak ścisłe obcowanie, dopuszczenie przez Pana nędznych ludzi przed Jego Oblicze, domaga się ich wyjątkowej postawy. Postawy na miarę swiętości, jak to czytamy w Księdze Kapłańskiej: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty!” (11,44). Konsekracja jest powołaniem i wyznacza w pierwszej kolejności miejsce, jakie ktoś otrzymuje przy boku Pana, ale też z tego względu ukazuje, i to na całe życie, nieustanną potrzebę osobistego dojrzewania, aby umieć na tym miejscu zachowywać się godnie, proporcjonalnie do otrzymanego zaproszenia. Jest więc i drugi rodzaj bliskości. Ten pierwszy jest całkowitym darem i wyznacza miejsce powołania, ale ten drugi wiąże się z odpowiedzią ze strony człowieka. O tych obydwu bliskościach powinno się stale pamiętać. Pierwsza pozwala na ciągłe uświadamianie sobie, że otrzymałem naprawdę wyjątkowy dar. Dzięki temu zakochanie nigdy nie przemija, odnawia się. Drugi rodzaj bliskości rodzi słodką mobilizację, tak konieczną jak proza życia, by choćby wstać z łóżka o określonej porze, i nie dlatego, że się nie chce spać, ale z powodu Tego, który już na mnie czeka. Czasem wyobrażam sobie dar konsekracji jako otrzymanie nie roweru, nie samochodu, ani nawet samolotu, ale promu kosmicznego. Trzeba tylko nauczyć się tym latać. W przeciwnym razie nie będzie żadnej podróży, nie będzie nieba; czasem to będzie tylko symulacja.
            Życie księży i sióstr zakonnych, jak i wszystkich powołanych do szczególnej bliskości z Bogiem, odnajduje swoje historie na kartach Pisma św. To pokolenia przeróżnych postaci. Syntezą jest Ewangelia, a w Jej centrum Krzyż. To w tym miejscu Chrystus odsłania tajemnicę miłości, tej największej – „gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Tu jest miejsce spotkania wszystkich powołanych, tu jest miejsce ich rozesłania. Stąd widać wszystkie placówki, w których mają się znaleźć teraz i Piotr i Paweł, Marta i Maria, Nikodem, co nocą przychodził i uczniowie z Emaus. Widać też ścieżkę, którą drepcze bogaty młodzieniec, teraz bogatszy o inny skarb. Jak to się stało, że oni wszyscy teraz chcą iść tam, gdzie im mówi Chrystus? Bo „śmierć nad Nim nie ma już władzy” podpowie Apostoł narodów (Rz 6,9) . Chrystus wszedł w śmierć, by ją zwyciężyć. Jego Krzyż jest nie tylko miejscem śmierci, ale przede wszystkim znakiem jej pokonania. Serce Jezusa zostało przebite, ale jest to przecież rana będąca źródłem zbawienia. Krzyż Chrystusa jest chwalebny.
            Pierwsza to zrozumiała Maryja. Ona zawsze wyprzedzała uczniów. I uprzedzała ich jak Matka, która przeciera szlak swoim dzieciom. W Kanie Galilejskiej uwierzyła w cud, zanim on się stał. Uczniowie dopiero po tym znaku uwierzyli (por. J 2,1-11). Stanęła też pod krzyżem. Jej ból chciał Ją powalić. Jej wiara wznosiła Ją ciągle. Od tamtej pory Serce Maryi jest miejscem udzielania pomocy w walce. Tego miejsca użycza każdemu, kto zmaga się z wiernością swojemu powołaniu. Udziela każdemu, bo Jej Serce jest poszerzone powołaniem przez Jej Syna. Ale jest też szerokie miłością, którą Ona odpowiada na to powołanie. Jezus powierzył swej Matce w testamencie Jana, bo wie, jak się zachowa Ta, która przy innym początku macierzyństwa powiedziała: „Niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38). W ten sposób Maryja doskonale żyje życiem konsekrowanym. Ma powołanie i je wypełnia. Jest przy tym nie tylko wzorem, ale Matką, która udziela pomocy i uczy odpowiedzi. Umiłowany uczeń, który przez to, że „wziął Ją do siebie” (J 19,27), ma niezawodne wsparcie. W Sercu swojej Matki odnajdzie mądrość, Mądrość przedwieczną, Bożą, która zechciała się tam zadomowić. Ta Mądrość sama zaświadcza, jak to słyszeliśmy z Księgi Przysłów pierwszego czytania: „Błogosławiony ten, kto mnie słucha, kto co dzień u drzwi moich czeka (…), bo kto mnie znajdzie, ten znajdzie życie i uzyska łaskę u Pana” (8,34-35).
            Dlaczego Jezusowi tak bardzo zależy na życiu poświęconym? Jest to życie, które ma odwzorowywać w sobie Jego życie. Po to, by rozpoczęta misja zbawienia świata trwała w sposób nieprzerwany. „Wy jesteście solą ziemi” (Mt 5,13). Te słowa Mistrza mają ciągle niepokoić żyjących powołaniem do poświęcenia się. Sól może wiele. Zmienia środowisko, do którego się ją daje. Jak to się dzieje, że niewielka jej ilość ma takie znaczenie? Jest tajemnicą Boga, dlaczego do odkupienia całego świata wystarczyło zaledwie jedno Serce. Ze względu na to jedno Boże Serce, włócznią przebite, Bóg udziela przebaczenia wszystkim. I to jest hojność miłości. Nie, to jest jej nadobfitość. Dlatego Bogu podobają się te ludzkie serca, które żyją tą samą miłością, co Jego Syna. Ich miłość ma znaczenie ofiary wynagradzającej – na wzór ofiary Syna. Jest to miłość zastępcza, za kogoś. Św. Piotr powie: „Przede wszystkim miejcie gorącą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów” (1 P 4,8). Tę wspaniałomyślność Boga pełnego miłosierdzia odnajdziemy już w historii przedziwnego dialogu miedzy Abrahamem a Panem. Choć Pan chciał wygubić mieszkańców Sodomy i Gomory, to chętnie słuchał wstawiającego się za grzesznikami Abrahama. Przystał nawet na to, że nie zniszczy tego miejsca, jeśli tylko znajdzie się tam dziesięciu sprawiedliwych (Rdz 18,16-33). Oto dlaczego Pan potrzebuje serc nieskazitelnych. Jedno czyste, ofiarnicze serce więcej znaczy, aniżeli cały wagon serc brudnych. Pozwólcie, że przytoczę jeszcze raz zapiski św. Faustyny: „Dziś usłyszałam te słowa: Wiedz o tym, dziecię moje, że ze względu na ciebie udzielam łask całej okolicy, ale powinnaś mi dziękować za nich, bo oni mi nie dziekują za dobrodziejstwa, które im świadczę; na mocy twojej wdzięczności błogosławić im nadal będę” (nr 719). Jak wielkie znaczenie ma wypełnienie powołania; od tego zależy nawrócenie tylu ludzi! Jak wielkie znaczenie ma modlitwa za powołanych. Bracia i Siostry – konsekrowani Panu, czy pamiętacie na co dzień, „że już nie należycie do samych siebie?”, jak głosi Pierwszy List do Koryntian (6,19). Pytam się także sam siebie.
                                                        II
            Konsekrowani przeżywają swoje, konkretne trudności w życiu duchowym. Można wśród wielu z nich wymienić m. in. trzy rodzaje problemów. Są to po pierwsze uciążliwe zajęcia, prace wykonywane, a więc cała sfera rzeczy zewnętrznych; po drugie relacja do osób, które są trudne, sprawiające kłopot; po trzecie własne wątpliwości, lęki i smutki.
            Zajęcia. Bywa, że to, co się czyni na co dzień, jest bardzo monotonne. Ciągle to samo. Mijające lata jeszcze bardziej to potęgują. Życie człowieka konsekrowanego może wydawać się bardzo nudne i mało atrakcyjne – w pewnym momencie dla niego samego. Przychodzi chęć odprężenia się, jakiejś zmiany, może urlopu. Zaczyna się myśleć o chwilach relaksu. Radość w istocie zaczyna się czerpać nie z powodu sumiennego wykonywania drobnych obowiązków, ale z tych chwil, które są między nimi, na które się czeka – do których się ucieka. Ta monotonia jednak ma wielki sens. To jest bowiem pustynia. Pustynia, na którą wyprowadza sam Pan, by badać serce, by go uczyć miłości. Odpowiedzią na monotonię zajęć może być właściwie przeżywana cnota czystości. Rozumiana tutaj w swej najgłębszej istocie, jako wyłączność w intymnym zjednoczeniu duszy z Chrystusem-Oblubieńcem. Ta czystość pozwoli na zapatrzenie się jedynie w Jezusa. Owocem tego będzie radość. Jeżeli kogoś coraz bardziej męczą codzienne obowiązki stanu, to znaczy, że właśnie w różnych zajęciach, pracach szukał upodobania, a one mu pokazały, że tam nie ma miłości. Człowiek taki w istocie szukał swego zadowolenia. Nie szukał Dawcy, ale Jego darów – a w nich siebie. Monotonia zajęć to pustynia. Jest to dobrodziejstwo Pana, który oczyszcza intencje. Czyste serce odnajdzie radość w małych zajęciach.
            Inne, przede wszystkim trudne, osoby. Lekarstwem może być właściwie przeżywane ubóstwo. Człowiek jest dumny i zawsze ma poczucie, że coś mu się należy. Nie może znieść, jak go okradają, zabijają. Ale, daj się ogołocić. Twoim bogactwem niech będzie Pan. On bowiem chce tylko być z Tobą, ażebyś nie z ludzi czerpał, ale z Niego. Dziecięctwo duchowe to zdanie się jedynie na Ojca. Kto żyje na Jego kolanach, nie martwi się długo tym, że ktoś mu krzywdę wyrządził. To ubóstwo cię tak ubogaci, że sprawi, iż zaczniesz także kochać ludzi w sposób bezinteresowny, bo będziesz wolny.
            Własne lęki, smutki, wątpliwości. Tu pomocą jest posłuszeństwo. To ogołocenie wiary, która bardziej ufa Bogu i Kościołowi, aniżeli sobie. Wewnątrz tej nagiej, czystej wiary, jest zgoda na umieranie. Zgoda, bo jest wielka różnica między „chcę” a „zostałem do tego zmuszony”. Jest to zgoda na miarę Chrystusa, który chciał oddać swoje życie, a nie Któremu zostało ono zabrane, wbrew Jego woli.
            Przeżywanie rad ewangelicznych czystości, ubóstwa i posłuszeństwa nie zawsze musi być punktem wyjścia, które później „jakoś trzeba przeżyć”, dostosowując je do rzeczywistości. To one raczej są sposobem, by tę codzienność ujarzmić, by pomóc staremu człowiekowi przemieniać się i być z Chrystusem i dla Niego. Są wręcz jak lekarstwa. Czasem bardzo silne. Sytuację można by porównać do człowieka, który wychodzi na spacer. Czy lepiej jest najpierw się ubrać, bez sprawdzenia pogody i wyjść na zewnątrz, czy lepiej najpierw zobaczyć, czy słońce, czy leje i jaka jest temperatura i wtedy się ubrać?
                                                    III
            Życie świętych. To najbliższa rodzina wszystkich, którzy idą drogą powołania. Są jak las, do którego się wchodzi. To las mieszany. Są w nim i dęby, i małe krzewy; są różne lata. Litania świętych to różne imiona. Są tacy, co cień stosowny dają, by można odpocząć i znaleźć tam pokój. Są inni, co w zachwyt sprawiają i cieszą oko. Przy dalszych da się zerwać z nich owoc, który syci. Bywa, że jakieś drzewo chciało być kładką, a inne wręcz mostem. Litania imion, za którymi stoi konkretna historia zmagań, wzrostu i dojrzewania. Nie bój się, nie ty pierwszy walczysz i nie ostatni. Zostałeś zasadzony w tym lesie. Czy dasz się przyciąć, gdy nadejdzie pora? Czy poprosisz o nawóz i wodę, gdy tego zabraknie? Czy nie dasz się ukraść, kiedy przyjdzie złodziej?
            Maryjo, Matko i Mistrzyni życia duchowego, błogosławią Ciebie wszyscy kapłani, zakonnicy i zakonnice, osoby życia konsekrowanego, misjonarze i każdy człowiek dobrej woli, który pragnie żyć w ścisłym zjednoczeniu z Twoim Synem. Otwórz nam, prosimy, dom Twego niepokalanego Serca, ażebyśmy w Nim mogli przebywać na stałe, tu czerpać siły, uczyć się wiary i krzyczeć z radości: Niechaj żyje Jezus! Amen.